Macki atakują Bałtyk – postanowione, oplute i zaklepane. Znaczy, decyzja zaklepana, a nie macki oplute. Jutro o 5:22 bladym świtem wsiadam w pociąg i szpuluję do Gdyni, stamtąd promem na Hel… i dalej to już tylko pedałkami.
Oto mój optymistyczny plan, ciekawe, na ile się powiedzie…
Poniedziałek – dotrzeć do Dębków (czy może Dębek?). 60 km.
Wtorek – do Łeby, 54 km.
Środa – do Ustki, 70 km.
Czwartek – przez Darłowo do Mielna, 68 km.
Piątek – przez Ustronie Morskie, Kołobrzeg, Mrzeżyno do Niechorza, 72 km.
Sobota – przez Pobierowo, być może Kamień Pomorski (ale nie wiem, czy go nie pominę), Dziwnów, Międzywodzie i Międzyzdroje do Świnoujścia, powiedzmy 80 km.
To jest plan absolutnie maksymalnej prędkości – jakbym się chciał obijać, to, na szczęście, mam dwa dni zapasu: dopiero we wtorek mam się zjawić z powrotem w Ustce (pociągiem już! nie będę zapitalał tej samej trasy pedałami, nie ma mowy!).
Drżyj, Bałtyku!